wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział VIII - Historia Ventiare

   Nastawał powoli wieczór, a słońce miało się ku zachodowi. Nancy siedziała na parapecie i wpatrywała się w krajobraz za oknem, tak jak to miała w zwyczaju. Kolorowe chmury pochłaniały ostatnie promienie, a świerszcze zaczęły już dawać koncerty. Czerwony Helios nabijał się na czubki drzew, krzycząc nieme "do zobaczenia". Niknął powoli za horyzontem pozwalając księżycowi spojrzeć na ten świat.
    Wieczór tak bardzo kojarzył jej się z samotnością, ale nie tym razem. Uświadomiła sobie, że ktoś za nią stoi. Powędrowała wzrokiem po pomieszczeniu. Spodziewała się kogoś innego niż zobaczyła. Rudowłosa założyła jeden z loków za ucho. W jej fioletowych oczach odbijał się widok za oknem. Nancy popatrzyła na nią z żalem. Podkrążone oczy i czerwone policzki nie dodawały jej uroku. Bez wahania mogła stwierdzić, że przed chwilą płakała. Nie odzywała się przez chwilę, także wprowadziła brunetkę w zakłopotanie. Liza co chwilę spuszczała wzrok. W końcu jednak zdołała wydusić z siebie kilka słów.
- Dlaczego? - Nancy odwróciła głowę w drugą stronę i oparła ja o kolana. Poczucie nieuzasadnionej winy. Nienawidziła tego uczucia. Skupiła się tylko na sobie, zapominając o bliskich jej osobach. Wina rozpierała ją od środka. Kuła serce niczym ostre ciernie. -Dlaczego?! - Wydarła się nią dławiąc się płaczem. Wiedziała, że Liza jest bardzo uczuciowa, ale nie wiedziała, że aż do tego stopnia.
   - W sumie to sama nie jestem pewna... -Po części skłamała bojąc się, że elfika może to źle odebrać. -Nie wiem co, ale coś mówi mi, że tam znajdę odpowiedź na moje wszystkie pytania.
- Aha. - Załkała dramatycznie. Miała już wybuchnąć płaczem, ale się powstrzymała. Na całe szczęście, pomyślała Nancy, mało brakowało, a ona też zaczęłaby płakać. - Myślała, że nas polubiłaś...jak widać pomyliłam się.
- Co? - Zeskoczyła z parapetu i stanęła jak wryta. Wyglądała dramatycznie. - Polubiłam was.
   Przytuliła Lizę jak najmocniej umiała. Słona łza spłynęła jej po policzku.
- Nawet nie wiesz jak...
~ § ~
   Ciemnooka pożegnała się już z Lizą i Nefilie. Oczywiście nie obyło się bez łez. Nawet Nel wypuściła kilka na zewnątrz.  Z trudem, ale jednak.
   Nie dało się nie zauważyć, że blondynce towarzyszy nadzwyczaj dobry humor. Nancy trochę zbiło to z tropu. Sądziła, że Łowczyni chociaż trochę będzie za nią tęsknić, a te łzy wyglądały nadzwyczaj teatralnie. Jednak nie miała czasu dłużej zastanawiać się nad sensem jej bycia. 
   - Gdzie jest Christopher? - Ściągnęła brwi mając nadzieje, że jej towarzyszki nie spostrzegły jej zainteresowania nim.
- Wydaje mi się, że widziałam go przed domem. - Liza zerknęła znacząco na blondynkę, ta tylko wywróciła oczyma. Nancy nic na to nie odpowiedziała, pomimo że doskonale widziała ich zachowanie.
   Kiedy wyszła z pokoju słyszała jeszcze jak Liza mówi coś na jej temat i Chrisa, a Nel zaprzecza. Jej głos już nie był luźny. Brunetka pokręciła tylko głową. Co ich obchodziło, co jest pomiędzy nią a Chrisem.
   Znalazła go na ganku. Siedział na balustradzie oparty o belkę. Nancy z każdym dniem utwierdzała się w przekonaniu, że Ventiare przypominają koty. To stwierdzenie pojawiło się między innymi przez przesiadywanie na wysokościach.
   Christopher obracał coś w palcach, ale gdy tylko zobaczył ją w drzwiach schował przedmiot do kieszeni. Na dworze nie było jeszcze ciemno więc bez problemu spostrzegła, że jest spięty. Patrzył na nią tylko tymi swoimi niebieskimi oczyma, co dodatkowo ją dezorientowało. Przez chwile nawet nie była pewna sowich zamiarów. Skup się Nancy i nie płacz przed nim, przysięgła sobie w duchu.
- Nie zamierzałeś się pożegnać? - Zapytała podchodząc do niego niepewnie, gdy ten zaczął ku niej zmierzać. Jej głos był nadzwyczaj odległy, tak że aż zastanawiała się czy na prawdę wypowiedziała te słowa.
   Przesunął dłonią po jej mokrym policzku.
- Cholera. - Odsunęła jego rękę i pośpiesznie zaczęła wycierać rękawami bluzy łzy. - Nienawidzę płakać.
- Ja nienawidzę pożegnań.
   Pomimo jej lekkich oporów przyciągnął ją do siebie i przytulił. Zarumieniona, niepewnie wtuliła swoją głowę w jego tors. Upojona tą chwilą przez krótki moment nie usłyszała za sobą chrząknięcia. Zdezorientowana raptownie podniosła głowę tym samym uderzając nią w szczękę chłopaka. Zasłoniła usta dłońmi, gdy Chris wydał z siebie ciche syknięcie.
- Przepraszam. -Delikatnie jeździła opuszkami palów po jego brodzie dokładnie oglądając go, czy nic mu takiego poważnego nie zrobiła. - Nic ci nie jest? - Musiała zadać to pytanie pomimo, że nie wyglądał na jakiegoś bardzo poszkodowanego.
- Nie. - Uśmiechnął się do niej po czym nachyli się i pocałował ją w czoło.
   Po raz kolejny rozległo się chrząknięcie. Tym razem dłuższe i pełne zniecierpliwienia. Nancy, która ponownie zarumieniła się jak płatki róży, wzięła swoja walizkę i podeszła pewnie do Logana. Pomachała na pożegnanie swoim przyjaciołom, po czym jej wzrok zawisł na blondynie. Jego oczy były pełne nadziei. "Kiedyś na pewno się jeszcze zobaczymy. Obiecuję ci to". W jednym momencie Opiekun ścisną jej rękę i razem zapadli w ciemność. Nie mogła stwierdzić czy zemdlała i jej umysł wyobraził sobie obręcz wypełnioną jasnym światłem.

~ § ~
   -Salve et vale Nancy Wilson. - Usta Nel wywinęły się w szyderczym uśmiechu, a prawa ręka machała niczym na wyborach miss. 
- Co to miało być? - Chris patrzył na swoją siostrę jak na wariatkę. Ona jednak nie przejęła się tym zbytnio. Wzruszyła ramionami i zrobiła minę w stylu "nie wiem o co ci chodzi".
   Oparty o framugę chłopak dokładnie się jej przyglądał. Ostatnio się tak uśmiechała, kiedy ich rodzice wyjechali, a ona zaczynała coraz więcej imprezować po klubach. Zjawiała się w domu sporadycznie, a jeżeli w ogóle się w nim zjawiała to pijana, lub z rozszerzonymi źrenicami. Jej wybryki ustały, gdy myślała, że jest w ciąży. Christopher zaczynał się trochę o nią martwić. Nie chciał, żeby zrobiła coś głupiego czego potem będzie żałować. Spojrzał na Lizę, ale ona też zdawała wrażenie zdumionej jej zachowaniem. W jednej chwili Nefilie zaczęła się śmiać, a potem westchnęła ciężko i weszła do domu.
- Brała coś? 
- Nie mam pojęcia. - Zaskoczona tym pytaniem Liza wytrzeszczyła oczy, które zmieniły barwę na brąz. Chris wziął to pod największą uwagę.
   Wkroczyli w głąb ciemnego mieszkania. Nel stała w korytarzu i patrzyła przed siebie z zadarta głową, nie racząc zaświecić światła. Brat podszedł do niej ostrożnie uważnie się jej przyglądając. Jej pewność siebie dominowała nad wszystkim. Jeżeli teraz zaczęła by coś mówić to pewnie mówiłaby o swojej wyższości. Chris nie lubił tak myśleć o swojej siostrze. Ona jako bogini samochwalstwa. Już miał zadać pytanie związane z jej zachowaniem, gdy ta spojrzała na niego poważnym wzrokiem i przeniosła go z powrotem na obraz.
   Blondyn pomimo panującego pół mroku rozpoznał go bez problemu. Przedstawiał on początek powstania Łowców Ventiare. Na płótnie wymalowany był człowiek w stroju Ventiare. Buł on dobrze zbudowany, a nad głową trzymał dwa Kręgi, z którego wydobywały się różne kolory światła. Na dole obrazu znajdowali się bogowie, ubrani jako prości ludzie. Mężczyźni mieli na sobie białe koszule i  spodnie o kolorze zgniłej zieleni. Kobiety zaś białe, potargane suknie. Jego matka mówiła, że ich ubiór jest zrównoważeniem pomiędzy ludźmi, a Ventiare. "Bogowie zrównali się z ludźmi, jednak ciągle będąc wyżej od nich." Nie wiedział dokładnie co to miało oznaczać. Niebianie lgnęli do człowieka, który zapoczątkował rasę Łowców. Fide, bo tak właśnie mu było na imię, oddawał im swoje dary. 
   - W mieście Ineres, położonym nieopodal rzeki Rise, mieściła się budowla przeznaczona tylko dla bogów, Circulus. Rządził w niej Eol, bóg darów. - Zaczęła Nefilie z pasją i tą swoją iskierką w oku. Nie patrzyła na nikogo. Nawet jeżeli któreś z nich kazało jej się przymknąć, ona i tak kontynuowała swoją opowieść. - Miał on brata Besa. On zaś rządził światem ludzi. Mówi się, że zanim powstał świat im dana była nienawiść. Kiedy któryś z nich wszedł sobie w drogę żaden nie chciał odpuścić. Bes miał już dość swojego brata. Bóg darów miał w zwyczaju pijać ludzką krew, nikt dokładnie nie wie dlaczego. Porywał ludzi mieszkających nieopodal Circulus i spijał z nich życie. Bes zapowiadał zagrożenie Eolowi, lecz on hardy swoich zamiarów nie poprzestawał zabijania. Nienawiść wezbrała boga ludzi, gdy Eol poślubił jego ukochaną Nefilię, boginię nieskończoności i prawdy. Rozjuszony bóg śmiertelnych nie wiedząc co ma począć w tej sytuacji udał się do czarownicy. Poprosił Daleven, aby rzuciła klątwę na jego brata. Ta zgodziła się w zamian za nadprzyrodzone dary, które otrzymywali ludzie od Eola. Rozważył dokładnie to żądanie po czym zgodził się. - Nel teatralnie westchnęła, kładąc ręce na biodrach i nie spuszczając wzroku z obrazu. - W niedługim czasu Nefilie poczęła syna Apisa. Było to ogromne nieszczęście dla całego Circulus. Dziecko nie przypominało boga. Nie było piękne, wręcz odrażające. Posiadało dwie głowy, pokręcone ręce i nogi, a jego kości przebijały skórę. Tylko oczy, zielone oczy, pozostawały boskie. Bogini kochała je bardzo po mimo wyglądu, to też nie mogła pogodzić się z tym, że Eol kazał je uwięzić. Wiedział, że Apis był zły i potrafił być gorszy od jego samego. Nefilie żywiła wielki wstręt do boga. W ramach zemsty urodziła kolejne dziecko, syna Fine'a. Jego ojcem był Bes. Bes posiadał wszystkie dary, toteż Eol był wzburzony. On zażądał darami zanim Bes rzucił na niego klątwę. Dostawał je każdy człowiek zaraz przed narodzinami. Dzięki klątwie bóg darów nie musiał już bezinteresownie obdarowywać ludzi, których tak nienawidził, a teraz przyszedł na świat Fide, bóg posiadający wszystkie dary. - To ostatnie zdanie wypowiedziała głośniej niż pozostałe, tak że echo powtarzało jej słowa. Kiedy ucichło kontynuowała. - Bes wiedział, że może wykorzystać tą sposobność. Rozkazał swojemu synowi złożyć dary w dwóch Kręgach. Lojalny bóg zrobił tak jak rozkazał mu ojciec. W niedługim czasie wybuchła epidemia nazywana demonią. Wywołana ona została przez Apisa, który został wypuszczony z więzienia przez Nefilie. Ludzie zmieniali się w potwory podobne do jej pierwszego syna. Wkrótce ślad po Kręgach zaginał, tak jak i po Fidnie. Szukano go przez 365 dni. Fide dowiedziawszy się o wcześniejszych działaniach ojca postanowił obdarzyć bogów swymi darami. Tym samym sprzeciwił się panującej epidemii. Bogowie walczyli z demonami, a w niedługim czasie zaczęli nazywać się Łowcami Ventiare. Tak właśnie brzmi mitologia powstania naszej rasy.
   Zapadła cisza. W ciemności można było dostrzec tylko kształty postaci i oczy. Szczególnie oczy Lizy, które zmieniły barwę na czerwoną. O-ho, pomyślał blondyn.
- A gdzie brawa? - Blondynka zaśmiała się, a za nią zaśmiało się echo.  - Dobrze są mi one niepotrzebne. Christopherze Nathanie Fide. - Zwróciła się do brata używając pełnego imienia, nazwiska, a nawet drugiego imienia, czego nigdy nie robiła. - Masz coś co należy do mnie.
- Co? - Chłopak zaczynał się jej powoli bać. Zachowywała się jak opętana.
- Oddaj mi to zanim zrobię ci krzywdę. - Podeszła do niego i przejechała mu opuszkami palców po nosie.
- Co masz na myśli?
   W jednej chwili Chris runął na ziemię wijąc się z ból. Na początku nie wiedział co się z nim dzieje. Słyszał w oddali tylko jak Liza krzyczy "Co ty wyprawiasz?!". Popatrzył na Nel, która wbijała w niego swój niecodzienny wzrok. Szukała jakiś informacji w jego głowie. Nie znosił kiedy to robiła. Grzebała mu w myślach, w najdalszych zakamarkach jego umysłu, o których on sam nawet nie miał pojęcia. Do tego to tak diabelsko bolało, jakby ktoś wsadził mu głowę w dzwon. Wiedziała o nim wszystko, za jednym zamachem, a on o niej praktycznie nic.
- Gdzie jest Krąg?! - Wysyczała przez zaciśnięte zęby, tym samym przestając używać swojego daru.
  Chłopak klęcząc na kolanach uśmiechał się złośliwie, pomimo bólu który wyrządziła mu jego siostra. Satysfakcjonowało go to, że po raz pierwszy nie otrzymała tego co chciała.
- Nie mam go.
- Ale...przecież! Miałeś coś w rękach, kiedy... - Nel zaczęła się zastanawiać nad sensem swoich słów i chyba sama stwierdziła, że to nie może być prawdą. Ostatnie wyrazy wypowiadała tak jakby miała się rozpłakać. - Ona przyszła, a ty to schowałeś.
- Widać nie dość doszczętnie przeszukałaś moją głowę. - Wstał otrzepując ubranie z kurzu. - Na cholerę ci Krąg?
   Chris uderzył o podłogę, gdy ta ponownie wyżyła się na nim. Nie zdążył przekląć, bo zaczął kaszleć krwią.
- Ktoś dla mnie ważny go potrzebuje.  - Uśmiechnęła się blado nad ciałem brata. Ucieszył ją stan do jakiego go doprowadziła.
   Wybiegła z domu pozostawiając ich w ciemnym korytarzu. Liza ruszyła za nią wołając ją z całych sił. Poczuła, że w jej gardle staje gula, a ona nie może jej przełknąć. Zerwał się porywisty wiatr zapowiadający burzę. Zmiótł z jej powiek łzy i potargał rude włosy. Przez jej nagie ramiona przebiegły ciarki. Elfika podążyła zrezygnowana do drzwi. W ostatniej sekundzie zobaczyła, że coś porusza się po lewej stronie w zaroślach. Wbiegła szybko do pomieszczenia i zatrzasnęła za sobą masywne drzwi.
- Nie wierzę. - Jej klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, a serce biło tak szybko jak to możliwe.
- Co się stało? - Chris podszedł do niej trzymając się za głowę i wycierając krew z brody.
- Ktoś nasłał na nas demony.
__________________________________________
Salve et vale-(łac) Witaj i żegnaj
Circulus - krąg, taki kształt posiadała budowla. Między innymi Bes stworzył na jego kształt Krąg.

Witam serdecznie :D Rozdział miał być wcześniej, ale albo mi coś wypadało, albo internet mi się psuł. :/ Smuteg wielki. Co tak w ogóle sądzicie o mitologii Ventiare? Wiecie bo trochę sie napracowałam nad nią, żeby wszystko było zrozumiałe, bo jest? :o
Jutro ruszam do sklepu na wyprzedaże, hahah :D Życzcie mi powodzenia.